Niedzielny spacer w Gogol

Za 80 qapików (około 1,60 złotych) możesz pojechać z centrum Gandży do Gogol. Nie zwiedziłam tego miasta wzdłuż i wszerz, ale chciałabym podzielić się kilkoma zdjęciami i krótkimi impresjami z popołudniowego wypadu. 


Najpierw można pojechać marszrutką numer  z centrum Gandży i wysiąść na ostatnim przystanku. Tam będzie czekać już mały autobus. Trzeba poczekać aż się zapełni. Może to potrwać chwilę. Gdy już ruszy zza oknami wije się zimowy krajobraz. Bez śniegu, ale nadal szarawy. Nie mija długo czasu. Marszrutka zatrzymuje się na dworcu autobusowym w Gogol. 

Wokół dworca mnóstwo taksówek. Panowie taksówkarze chętnie zabiorą Ciebie do pobliskich jezior. Jeszcze tam nie byłam, ale słyszałam, że jest bardzo pięknie.. 

Centrum wygląda jakby wzięte z folderów turystycznych po Niemczech. Tylko szyldy i rejestracje świadczą o tym, że to Azerbejdżan. W tej miejscowości znajduje się nawet dawny kościół luterański, który teraz jest muzeum. To ślady po niemieckich mieszkańcach, którzy żyli w Gogol.

Na niektórych drzwiach można zobaczyć serduszka i Nişan Mübarək. To znaczy, że w tym domu odbyły się zaręczyny. Również są pokazywane inne wydarzenia, które się dzieją lub miały niedawno miejsce np. narodziny dziecka. Wydaję mi się, że same w sobie drzwi w Azerbejdżanie, a przynajmniej w tej części, są ciekawe do zobaczenia i opisania. 

Samo zaś Gogol wygląda trochę jak miasto, trochę jak wieś. Można zobaczyć piękne domy, nowe i czyste ulice czy zadbane parki. Jednakże ma również inne oblicze. Drogi bez nawierzchni, hodowane zwierzęta przy domach, małe domki, zaśmiecone trawniki. W oddali można zobaczyć pasterzy i ich owce. Tutaj to się wszystko przenika i sobie nie przeczy.

Ta zimowa niedziela była w Gogol wyjątkowo senna. Dobrze, że przy dworcu był otwarty bar. Warto napić się herbaty po zimowym spacerze. Do niej można było do niej zjeść cukierka lub też wziąć kostkę cukru do buzi i zacząć pić. W małym lokalu nie było dużo ludzi. Tylko miejscowi panowie przyszli pograć w nerd (wydaję mi się, że można tę grę nazwać odmianą Backgammon, Tryktraka?). Słychać było uderzenie kostek o planszę i ich głośne rozmowy. Powoli robiło się ciemno. Trzeba było wracać do Gandży.

Mam nadzieję, że jeszcze powrócę do tego miejsca, na typową krajoznawczą wycieczkę. :)



Dodaj napis

Komentarze

Polub stronę :)