Dancing Queen

Dancing Queen 

Cześć! Tutaj wstawiam moje krótkie opowiadanie! Dziękuję za przeczytanie

Pan Stanisław patrzył na siebie w lustrze, które wisiało na drzwiach szafy. Dotykał swoją twarz, która była pokryta zmarszczkami, zagłębieniami, znamionami. Uśmiechnął się, bo nadal był przystojny. Rozlał na ręce wodę kolońską, szybkim ruchem poklepał swoje policzki. Potem wziął kościany grzebyczek i powoli zaczesywał swoje siwe włosy. Postanowił dziś dobrze wyglądać na dancingu, który będzie ostatni na tym turnusie. Jeszcze tylko musi poszukać swoich najlepszych spodni w kratkę, które rano przeprasował w kant. Nerwowo zaczął rozglądać się po pokoju. Ach, na szczęście powiesił je na obręczy. Trochę ręce zaczęły mu się pocić. Może, że w pokoju było bardzo ciepło, a może zaczął się denerwować, że zobaczy ją ostani lat. Głupie szczeniackie myśli. Naburmuszył się i jeszcze raz popatrzył na zegarek. Zaraz trzeba wychodzić.

Sierpniowy wieczór był bardzo ciepły, przepełniony namiętnością i ostatnimi drganiami wolności, wszystko powoli szło ku końcowi. Pan Stanisław czuł w sobie wiele energii. Zdziwił się, że jego nogi tak go niosły. Nie pamiętał kiedy ostatnio się tak czuł, chyba wtedy kiedy przechodził na emeryturę i podpisywał ostatnie dokumenty w jego mały urzędzie. Tak jak był zaczął żyć na nowo. Dancing znajdował się w skrzydle pijalni uzdrowiskowej, w dawnym poniemieckim budynku, który stał w środku parku. Sama potańcówa miała trwać do północy i zakończyć się wspólnym toastem za lepszą przyszłość. W sali już rozgościli się kuracjusze, czuć w powietrzu ekscytacje. Panią Janinkę dostrzegł w towarzystwie Elżbietki i Gośki. Miała na sobie granatową bluzeczkę. Panu Zdzisławowi zabiło mocniej serce, bo Janinka bardzo ładnie dziś wyglądała. Pomalowała swoje usta czerwoną szminką, chyba na okazję tej potańcówki. Jak ślicznie! Pani Janinka też go zauważyła i skinęła głową na przywitanie. Właśnie na scenę wszedł znany bywalec sanatorium, samozwańczy wodzirej, mistrz dobrej zabawy, czyli pan Wiesław. Zagrajcie nam to muzykanty-zakrzyknął. Już od rana dobrze bawił się z kolegami z pokoju, i choć regulamin sanatorium stanowczo i surowo zabraniał, wypili dwa litry szlachetnej wódki. Ma się rozumieć, wszystko odbyło się kulturalnie oraz przyzwoicie. Młodzi nie umieją już tak pić. Na komendę pana Wiesława młody DJ, który ukrył swoją twarz pod burzą włosów, przycisnął coś w komputerze i salę wypełniło Dancing Queen Abby.

Pan Stanisław zebrał się w sobie i powoli zbliżał się do stolika pani Janinki. Trochę szedł niedbale i nerwowo, jakby sam uczestniczył w beforze Wiesława, ale to nie było to.  To tylko dziwne nerwy. Był już blisko Janinki, aż tu nagle wyrósł przed nim największy babiarz, słodko-usty Felek. Prosi panią Janinkę do tańca, ona zgadza się niechętnie, patrzy na pana Stanisława, zrób coś, lecz ten stoi głupio. Pani Janina ma ochotę dzisiaj na zabawę. Felek od młodości podobno był dobry w takich zawirowaniach, wiwijasach, niejednej pani zakręcił w głowie. Zaczynają wirować, on rzuca partnerką na prawo i lewo. Pani Janinka też zgrabnie, choć widać, że z trudem nadąża za pomysłami Felusia. Pan Stanisław nie mógł oderwać od niej wzroku, od jej oczu, które ozdobione zostały zmarszczkami. Czasami, przy tych zawijasach, jego wzrok padł na jej zgrabne nogi, które pędziły teraz przez parkiet. Nie wiedział, że w tym wieku jeszcze można się tak zauroczyć. Zaczął być zły na siebie, bo tak głupio stał przy ścianie, a on nigdy ich nie podpierał. Nawet na swojej fatalnej studniówce. Spochmurniał do reszty. Już nigdy nie uda mu się zaprosić panią Janinkę do tańca. Te nigdy wydawało się tak prawdziwe i powodowało wielki smutek, który opanował jego całe ciało i duszę. Felek był zbyt dobrym tancerzem i pewnie nie odpuści do samego końca. Pan Zdzisław podejrzewał, że ten goguś z Ciechocinka też się podkochuje się się w pani Janince. Z resztą oskarżał o to w duchu każdego mężczyznę z ich turnusu. Wyrzucał sobie, że tyle wspólnych spacerów i obiadów, a on nie potrafił zapytać, czy się jeszcze spotkają po tym wszystkim.  Rozwalił się na krzesełku tuż przy pijanym panu Wieśku, który śmiał się głośno do siebie. Panu Stanisławowi nie chciało się być na tym dancingu.

Wiesiek znów wypadł scenę i królewskim tonem rozkazał zmienić muzykę, że ma pomysł na zabawę, że to jest zawsze zabawne, a tu kuracjusze umierają z nudów. Teraz panie proszą panów! Pan Stanisław smutno ziewnął. Próbował udawać, że świat go, to znaczy parkiet, zupełnie nie interesuje. Wzrok utkwił w białą ścianę. Wpatrywał się w nią bardzo namiętnie, żeby tylko na nikogo nie patrzeć. Ktoś nad nim stanął. Podniósł głowę i zobaczył panią Janinkę, z jej pięknymi oczami, którego go na wskroś go prześwietlały. Panie Stanisławie, niech Pan ze mną zatańczy. Jeden taniec! Uśmiechnął się, a jego serce zaczęło bić szybciej. Już się nawet nie droczył, nie kokietował. Złapał za dłonie panią Janinkę. Z głośników znowu popłynęły pierwsze takty Dancing Queen, bo coś młodemu znowu popsuło się w komputerze, nie mógł zmienić piosenki, jak nie naprawi albo zresetuje, to zostawi już z nami ta piosenka do końca, ale to nie było ważne dla naszej pary.

Najpierw zaczęli delikatnie, niewinnie, nieporadnie, jak dzieci w przedszkolu, trochę chodzony, trochę salsa. Krok w lewo, krok w prawo, krok w tył, krok w przód. Zawstydzeni na samym początku. Nigdy nie byli tak blisko. Raz przez przypadek pani Janinka dotknęła ręki pana Stanisława. Podawała mu wtedy kubek z wodą leczniczą. Taka mała niezręczność. Z każdym taktem ich ciały zbliżały się do sobie. Znikał powoli świat dancingu. Przestał istnieć Feluś, pan Wiesiek, Elżbieta, Gośka, nawet młody DJ o bujnych włosach. Nie widzieli ciekawskich spojrzeń ani zdziwionych uśmiechów. Nie słyszeli cichym komentarzy. Zostali tylko: ona i on oraz ABBA. Ich ciała powoli połączyły się i teraz tańczyli przytulańca. Pan Stanisław dawno się tak nie czuł, a może nigdy w życiu takiego czegoś nie doświadczył, takiego szczęścia. Pani Janinka oparła głowę o jego ramię. I zanurzyli się tak w tym tańcu. 

Nagle piosenka zamilkła i obudzili się w osłupieniu. Zaczęło lecieć jakieś disco-polo. Dj znalazł odpowiedź. Co teraz zrobimy? Pan Stanisław był zmieszany, szczęśliwy, ale zarazem przestraszony o najbliższe chwile, lecz pani Janinka wzięła go za rękę. Zatańczmy jeszcze raz! Uśmiechnęła się do niego tak radośnie i pięknie. Z tego szczęścia przetańczyli całą noc, a potem jeszcze tańczyli ze sobą całe życie. Te ich wspólne dni wypełnione były chodzeniem na działkę, robieniem kompotów, wypełnianiem krzyżówek...i tańczeniem przy ABBIE.



 

Komentarze

Polub stronę :)