O słodkie Tbilisi...

Do Tbilisi zawitałam z powodu ubiegania się o nową wizę do Azerbejdżanu. Spędziłam w stolicy Gruzji aż tydzień. Tutaj opiszę wrażenia z mojej peregrynacji. Będą to jedynie fragmenty, które udało mi się poskładać w logiczną całości. 


Może dla niektórych z Was może wydawać się dziwne, ale przez cały pobytu w stolicy Gruzji  czułam, że Tbilisi to prawdziwie europejskie miasto. Niemieckie i japońskie samochody, wielojęzyczny tłum, poczucie anonimowości i pewnego rodzaju wolności. Oczywiście ceny wydawały mi się również wysokie. Zdałam sobie sprawę, że jednak mieszkanie w mieście Nizamiego, które jest urocze, ale stosunkowo małe (tylko 500-tysięcy mieszkańców!) i prawdziwie azerbejdżańskie, bardzo zmieniło moje postrzeganie. W pewnym sensie czułam się tutejsza, już kaukaska. Szczególnie, gdy słuchałam przeżyć i doświadczeń turystów z różnych części świata, którzy na przykład zachwycali się jazdą marszrutkami!

Moje Beatrycze. 

Przez cały czas pobytu spotykałam na swojej drodze moje Beatrycze. Większość czasu spędziłam z Anią (Ania także pisze bloga. Możecie przeczytać go tutaj), która oprowadzała mnie po tbilijskich miejscach. Moim przewodnikami były także koty i psy. Szczególnie jeden, piękny i czarny, towarzyszył mi w drodze na fortece Narikala. Warto tutaj zaznaczyć, że tbiliskie psy są bardzo przyjazne i dają się głaskać. Próbowałam także polować na koty, lecz te czasami wykazywały niechęć do pieszczot. Podobno takie czasem są. Bardzo cieszyłam się z tych obecności zwierząt. W Gandży nie ma za wiele psów. Może jakieś Huskie na smyczy....

Polacy-Rodacy.

To było dla mnie dziwne uczucie, gdy nagle usłyszałam wokół siebie mój ojczysty język. Nagle okazało się, że również postronni ludzie wiedzą o czym mówię. W Gandży po polsku rozmawiam jedynie z Anią i Patrykiem. Również się okazało także, że pomimo łączności z krajem, moje życie jednak różni i biegnie innymi rzeczami np. nie zajmowała mnie tegoroczna majówka i nie dyskutuję teraz często o polskiej polityce. Zauważyłam, że teraz byli mi także bliscy Azerbejdżanie w Tbilisi. Pomimo mojego bardzo ubogiego azerbejdżańskiego, cieszyłam się, że komuś mogę powiedzieć: cox sagol (dziękuję). W hostelu miałam okazję także nauczyć się nowych słów z kraju ognia. 

Churching na wolno.

Bardzo uwielbiam zwiedzać kościoły, meczety i synagogi. Na szczęści w Tbilisi jest wiele takich obiektów. W chłodnych ścianach cerkwi można na chwilę odpocząć od słońca i upału, ale także zastanowić się nad życiem i odetchnąć od świata. Czasem ten spokój był zakłócany przez turystów, ale znalazłam także miejsca przepełnione ciszą. Piękne ikony, które przedstawiają: Jezusa, Matkę Boską, Aniołów i Świętych. Coś jest niezwykłego w tych świętych obrazach. Może te piękne długie nosy, a może oczy...Przypomniałam sobie moje ukochane Bieszczady!

Oprócz sztuki, było dla mnie interesujący ludzie. W jednym z kościołów pani z gracją baletnicy zamiatała podłogę. Miała spódnice, koszulkę i opaskę. Ta ostatnia miała chyba imitować chustę. Wydaję mi się, że swoją pracę wykonywała ona sumienie. Przecież wokół niej turyści, Święci na obrazach, popi, wierni. Coś niezwykłego! Z resztą wydaję mi się, że kościołami zajmują się tu księża i pobożne kobiety. 

A w oddali Azerbejdżan!

Miałam także okazję zwiedzić: David Garedża. Znajduję się tam prawosławny klasztor. Warto także tam przyjechać nie tylko z powodu sakralnych obiektów, ale także pięknych widoków.  Pojechałam tam z wycieczką (25 lary), ale na miejscu samemu zwiedzało się. Trudno mi opisać wrażenia. Bardzo brakowało mi gór! Tego wspaniałego zmęczenia, gdy wspinasz się po wąskiej dróżce. I czasem suwasz się po niej, bo nie masz dobrych butów. Jeszcze coś dla duszy. W jaskiniach na szczycie znajdowały się pozostałości po dawnych klasztornych pomieszczeniach! Niewyraźne freski, które dają pole do wyobraźni. Jakie biblijne historie przedstawiają? Dla mnie ta wycieczka była urocza, ponieważ w oddali znajdował się Azerbejdżan, do którego miała za niedługo powrócić.



Na moim szlaku poznałam wielu fantastycznych ludzi. Niektórzy z nich przyjechali na krótką wycieczkę do Gruzji i na Kaukaz. Dla jeszcze innych Tbilisi był jedynie przystankiem w drodze. Wiele historii, dobrych słów i radości. Bardzo chciałabym im podziękować, choć pewnie nawet tego nie przeczytają. Dla takich wspomnień warto choć na chwilę przyjechać do Tbilisi. Może przygotuję drugą część historii, by zachować i zapamiętać te twarze?

Komentarze

Polub stronę :)