Rozmowy na dachu: Pan Marek

Na lawendowym tle, biały kwadrat, a na nim okulary i napis
Witamy Was, nasi drodzy klienci! Cieszymy się, że powróciliśmy do naszej restauracji. Dzisiaj mamy wyjątkową okazję: prawdziwe włoskie tiramisu oraz kawę za pół ceny! Rozgoście się dzisiaj na tarasie. Jest piękna, słoneczna pogoda, a morze wygląda wspaniale. Możecie, jeżeli macie na to odpowiedni nastrój, porozmawiać z panem Markiem, naszym stałym gościem. Bardzo będzie się cieszyć.

Zawsze siedzi w swoim pięknym słomkowym kapeluszu i czarnych okularach. Czasami wpatruje się w morze, ale po chwili wraca do pisania zapisków w swoim poszarpanym notatniku. Jeszcze niedawno pływała po wodach jako żeglarz, a w przerwach śpiewał i grał w portowych barach. Musicie wiedzieć, że głos ma głęboki z lekka chrypką. Bardzo piękny!

Mówił nam, że chciałby spisać swoje wspomnienia, co robił tu i tam. Dlatego kupił notesik na targu oraz długopis. Obserwowaliśmy jego pracę. Przychodzi tutaj prawie codziennie. Pewnego dnia zagadnęliśmy go, jak idzie spisywanie. Na chwilę się zamyślił. Okazało się, że to jest trudniejsze niż myślał. Wszystkie wspomnienia, ludzie, teksty piosenek, twarze zaczęły mu się mieszać. Tak czasami się dzieje, kiedy chcemy opowiedzieć historię całego życia, choć byliśmy pewni, że mamy wszystko poukładane.

Wyciągnął nawet zakurzone albumy i przeglądał zdjęcia. Zastanawiał się, gdzie  spotkał ludzi, którzy uśmiechali się z nich do niego. Nie pamiętał niektórych, albo zapamiętał ich inaczej. Także nie mógł złapać chronologii niektórych wydarzeń. Dziwił się bardzo sobie, bo pamięć miał dobrą. 

Na jednym z tych fotografii zobaczył scenę z pewnego wesela. Państwo młodzi uśmiechali się serdecznie, bardzo zakochani w sobie. On stoi za nimi, trzyma gitarę, w słomkowym kapeluszu i czarnych okularach. Tylko włosy jeszcze nie były siwe. Nie mógł sobie przypomnieć imion tych ludzi. Pamiętał, że zaprosił go wujek pana młodego, którego spotkał w obskurnej knajpie portowej.

Chodził tydzień z tym wspomnieniem. Jedynie, co przychodziło mu do głowy, to kilka piosenek, które grał tego pięknego wieczora. Pomagały mu przypomnieć, co wtedy się wydarzyło. Kilka urywków pełnych zabawy, tańca i odrobiny alkoholu. Nawet pojedyncze emocje jak radość. Ta archeologia pamięci wymagała trochę czasu, ale przecież te wesele działo się dawno temu.

 Dopiero coś w nim kliknęło kilka dni później. Słuchał właśnie ulubionej piosenki, która była za jego młodości wielki przebojem. Na pewno ją też znacie. Przyszła mu nagle przełomowa myśl. Przecież improwizował do tej melodiij tekst dla państwa młodych. I potem poszło już dalej. Słowo po słowie. Zdanie po zdaniu...Tak, to byli Marry i James!

Pan Marek zakończył na tym swoją opowieść. Dodał tylko, że nie chce spisywać swoich wspomnień w jakąś książkową narracje. Teraz opowiada o okruchach i miniaturach swojego życia poprzez piosenki. Najpierw ogląda zdjęcie, spisuje kilka słów, a wieczorami siada z gitarą i komponuje muzykę. Na samym zaś końcu tworzy tekst do utworu na naszym tarasie. Najlepsze miejsce do pisania. W przyszłym roku chciałby wydać album. Trzymamy kciuki!

(opowiadanie)


Komentarze

  1. Pan Marek ma podobny notatnik jak ja, poszarpany :D żaden długo ze mną nie wytrzyma!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Polub stronę :)