Impresje jesienne, czyli popołudnie w Broumovie


Czasami wystarczy przekroczyć granicę by trafić do zupełnie innego świata. Chociaż architektura jest przecież podobna do miejscowości Ziemi Kłodzkiej. Przelewający się zewsząd barok. Jakiś blok z czasów socjalizmu w oddali. Czworoboczny folwark na obrzeżach miasta. Sudety nawet są te same. Język podobny. Jednakże poczułam się tutaj inaczej, chociaż bardzo dobrze. Nawet ponura i chłodna jesień, która przyszła do mojego miasta, wyglądała tutaj radośnie i spokojne.

Sklepy cynamonowe.

Uliczka prowadziła pod górę do centrum miasta. Wokół ryneczku sklepy i sklepiki. Na ich witrynach zaś poustawiane ciekawe rekwizyty takie jak: szkło, kosiarki, zabawki dla dzieci, stara maszyna do pisania. Moją ulubioną wystawą sklepową okazała się ta z czekoladami, herbatami i kawami świata. Mieniły się na niej kolorowe opakowania z napisami w różnych językach. Z rogu zaś stało wyblakłe już opakowanie Mozartkugel. Austriacki kompozytor wydawał się być jednak zadowolony, że może obserwować sobie ludzi z okna wystawy. Na szybie innej witryny bohaterowie z Sąsiadów zapraszali do zakupienia polisy w czeskim towarzystwie ubezpieczeniowym. Można byłoby wymyślić wiele ciekawych historii o tych małych sklepikach.  
Poważne rozmowy. 
W mieście panował spokój. Był on czasem burzony przez dzieciaki, które wracały z szkoły. Rozmawiały i śmiały się. Pewnie były radosne, że już skończyły lekcje. Również w knajpie w pobliżu ryneczku, w której można było zjeść dobre knedliczki i gulasz za 75 czeskich koron, panowało ożywienie. Klienci powoli sączyli piwo i rozmawiali, jak można było sądzić, o sprawach ważnych i mniej ważnych. Bardzo bym chciała się dowiedzieć o czym rozmawiają starsi Czesi w szynkach! 

O ogrodach i ławeczkach.

Na rynku zaś można usiąść na ławeczce i łapać promienie słońca. Po południu trochę się ożywiło. Sprzedawcy po przerwie wrócili do swych sklepów. Na ulicach pojawili się interesanci. Można było także zobaczyć małego pieska, który grzecznie czekał na swojego pana. Zwyczajne życie, które wydało mi się na tej ławeczce bardzo ciekawe.

Ważnym punktem miasta jest benedyktyński klasztor. W odnowionych ogrodach można pogodzić się z przyjściem jesieni. Radość sprawiała mi zieleń i spokój tego miejsca. Nawet monumentalny barok nie przytłacza i pomagał się zrelaksować. Niestety powoli moja wycieczka powoli się już kończyła... 
Widok na klasztor benedyktyński.
Czy samo przekroczenie granicy polsko-czeskiej sprawiło, że miasto ciekawsze i inne od tych, które znam? Wydaję mi się, że ma również własny, niepowtarzalny klimat, który warto zobaczyć.

Ps. Niestety nie zdołałam zwiedzić muzeum i galerii sztuki, które znajdują się w klasztorze. Mam jednak nadzieję, że jeszcze wrócę do Broumova.  



Komentarze

Polub stronę :)