Trzy wspaniałe serie na Youtubie, które pochłonęły moje życie. Część 1.

Budzik biologiczny popsuł się i nie pozwala mi zasnąć w nocy. Byłam porannym skowronkiem. Zawsze w objęciach Morfeusza już o dwudziestej drugiej, a rano budziłam się pewna życia. A tu proszę nie da się spać. Może brak świeżego powietrza, może strach przed przedłużeniem naszego wspólnego wyroku czy też niewyjaśnione dramy z przeszłości nie pozwalają mi zasnąć.

Nie martwcie się jednak o mnie, bo bezsenne wieczory umilają podróże do światów równoległych. Biegnę za czerwoonokim królikiem i wpadam do tunelu zwanym Youtube. Te zaczarowane krainy powstają z scenariuszy, montaży i dram. 

O nierealności życia i wyższości namiętności nad spokojem ducha. Tak mogłoby brzmieć tytuł rozprawy doktorskiej, która analizowałaby emanację życia w serialu pt. Keep up with the Kardiashan. Przez ostatnie dwa lata pochłonęły mnie ich rodzinne dramaty. W oskryptowanych klipach z serialu szukałam pocieszenia na mój Weltschmerz. Śmiałam się z siostrzanych dram, które walczą ze sobą zaciekłością gladiatorów.

Czy nie jest trochę tak, że lubimy rozmawiać o dramatach rodziny, o problemach jednostki w tej najmniejszej komórce społecznej? Mamy przecież w show wykrystalizowane archetypy. Matka Kris Jenner jako głowa rodzina, która wprawia w ruch rodzinne biznesy. Trzy najstarsze siostry, które próbują walczyć o miłość mamy, kłócą się między sobą. Z drugiej strony są zawsze blisko siebie i wspierają się w trudnych momentach. (#rodzinne_wartości) Dwie najmłodsze siostry. Jedna z nich bilionerka, Kylie, która stała się nowym najukochańszym dzieckiem. W oddali zaś postać brata, który zniknął z ekranów. 

Kwintesencją rozrywki na najwyższym poziomie Doskozzy staje się jednak oficjalna przeróbka rodzinnych problemów Kardiashanów. Oczywiście w najbardziej oczywistej stylizacji: na meksykańską telenowelę. Ta wybitna seria składa się z specjalnie dobranych sytuacji, które później od nowa złożono w montażu. Jak bardzo do mnie to trafiło, może ze względu na nostalgię za dzieciństwem. Zbuntowany Anioł to przecież symbol mojego pokolenia. 

Tutaj mamy do czynienia z wspaniałym montażem, prawdziwymi problemami i pięknymi ludźmi. Niektóry użytkownicy doszukiwali się wpływu Bollywoodu w poszczególnych sekwencjach tych filmowych miniatur. Przychylam się do tego zdania. 



Polecam zatem wszystkim, gdy szukacie rozrywki przed snem, gdy tęsknicie za swoim rodzeństwem, gdy nie macie pieniędzy na Netflixa, gdy próbujecie powstrzymać nudę, gdy tęsknicie za brazylijskimi telenowelami,a w dzisiejszej telewizji lecą same tureckie. 

Komentarze

Polub stronę :)