Pod skórą. Kilka impresji o Mudbound.

Missisipi. Bawełniane pole, nieskończone przestrzenie i wielkie błoto. Także portret rodzinny. A jeszcze jakby coś pod skórą. Dzisiaj krótko o filmie Mudbound (reż. Dee Rees, 2017). 

Wyniki wyszukiwania

Wyniki wyszukiwania w sieci

Wieczór w Missisipi.

W końcu, po długim czasie, usiadłam przed Neflixem. Zawsze wybór sprawia mi kłopoty. Oceniłam więc książkę po okładce i trafiło na Mudbound z roku 2017. Film opowiada o rodzinie McAllanów, którzy kupują ziemię w Missisipi i rozpoczynają życie na farmie tuż przed przystąpieniem Stanów Zjednoczonych do II wojny światowej. Ich sąsiadami, ale także dzierżawcami ziemi, są Jacksonowie, potomkowie niewolników, którzy próbują znaleźć własną autonomię. Fabuła opiera się na dynamice relacji pomiędzy tymi rodzinami. 

Obrazy z Ameryki.

Film bardzo podobał mi się bardzo pod względem ukazania właśnie rolniczych terenów Stanów Zjednoczonych. Nieskończone pola bawełny, ciepłe wieczory na gankach, błoto po ulewnych deszczach. Brud na twarzach dzieci. Drewniane chałupy. Strona wizualna jest surowa i realistyczna, podkreśla atmosferę filmu. W porównaniu do tego sceny z wojennej Europy wydawały mi się sztuczne, jakby budżetowe.

Pod skórą.

Siłą tego filmu jest niewątpliwie ukazanie tematu problemów rasowych w Stanach Zjednoczonych, które uwidoczniono w historii tych dwóch rodzin. Stary porządek jest podtrzymywany przez niewypowiedziane zasady. Wszystko jest znane, jakby pod skórą. Czasami nie trzeba słów, wystarczy spojrzenie. Dla mnie było to dla mnie kolejne odkrycie w amerykańskiej kulturze, po omawianym już na tym blogu American Horror Story: Sprawa O.J Simpsona, który trochę (choć pewnie w małym stopniu) tłumaczy mi wrażliwość Amerykanów.

Jednostki i historia.

Film skupia się na kilku bohaterach, oddaje im nawet narrację. Możemy zatem zobaczyć perspektywę i spróbować ich zrozumieć. Tutaj muszę przyznać, że w drugiej części filmu akcja skupia się już na wybranych postaciach. Inne stają się jakby tłem. Mam zastrzeżenia dotyczące portretowania ojca braci McAllanów (w tej roli Jonathan Banks), z którym wydał mi się napisany jak zły antagonista z filmów o superbohaterach. Zwróciłam na to uwagę, bo pozostali są raczej ukazani w odcieniach szarości. 

Dla mnie najciekawszym wątkiem był Ronsela Jacksona (grany przez Jansona Mitchella), który powraca do domu, ale także do zastanej sytuacji, tak jakby na polach bawełny się nic nie zmieniło. Jakby ten sam uniwersalny motyw: jednostka musi zmierzyć się z opresyjną społecznością. 

Film zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Polecam osobom, które chciałaby by obejrzeć dobrze zrealizowaną historię z ciekawymi postaciami. Także dla miłośników pięknych krajobrazów i nieśpiesznej narracji. Intrygujące spojrzenie na historię Stanów Zjednoczonych.



Komentarze

Polub stronę :)