Kilka słów o: Eurovision Song Contects: Historia zespołu Fire Saga

W zeszłym tygodniu na Netflixie pojawił się film pt. Eurovision Song Contects: Historia zespołu Fire Saga (reż. David Dobnik, Netflix 2020). Przez to, że w tym roku nie mogłam cieszyć się moim ulubionym widowiskiem muzycznym w telewizji, chętnie sięgnęłam po tą pozycję.

W drodze do gwiazd...

Obserwujemy przygody dwójki bohaterów, Larsa (Will Farell) i Sigrit (Rachel McAdamas), którzy marzą, aby wystąpić na konkursie Eurowizji. Przygotowują się do tego w małym miasteczku na Islandii. Fabuła, w pewnym sposób przewidywalna, skupia się na relacji pomiędzy nimi. Ich zmagania były dla mnie urocze, szczególnie w pierwszej części Historii zespołu... Ta ich niezdarności i marzycielstwo sprawiło, że przekonali mnie do siebie. Kilka razy szczerze zaśmiałam się na tym filmie. Jednakże niektóre żarty albo mnie nie śmieszyły, albo zaczęły nużyć, gdy były dalej powtarzane.


Europejski Sen

W wielu opiniach pojawia się "zarzut'' amerykańskości samego filmu. Film w kilku krótkich skeczach próbuje się odnieść się do tego. Może to pomysł na nową fabułę: Amerykanin, który nie wie co to jest Eurowizja, lecz przez przypadek (najlepiej przez miłość) trafia na sam konkurs? Dla mnie to wskazuje się w samym podejściu do humoru. Rozumiem, że twórcy chcieliby, aby film był bardziej uniwersalny, nie tylko dla fanów konkursu. Jednakże zabrakło właśnie wprowadzenia, dlaczego Eurowizja jest jednym z wyjątkowym konkursów... i więcej języków w filmie, oprócz angielskiego i islandzkiego... 

Gdzie ten duch Eurowizji? 

Choć wszyscy mówią o Eurowizji, dla mnie mało jest jej w tym filmie. Oczywiście zobaczymy postacie związane z konkursem. Miło było zobaczyć Jamalę czy Nettę, uroczy montaż do piosenki Amar pelos Dois (z niespodzianką na końcu sekwencji-uwielbiam). Mamy też Grahama Nortona, znanego brytyjskiego komentatora, czy Williama z Wiwiblogs. Cudowne smaczki! 

Zabrakło mi natomiast właśnie pokazania różnorodności piosenek, języków czy krajów. Można było się pokusić o więcej rywalizacji, przełamywanie narodowych stereotypów oraz więcej eurowizyjnej polityki. Mój idealny film skupiałby jeszcze bardziej na samym konkursie, aby widz poczuł rozmach widowiska. Więcej, więcej tego klimatu! Proszę!

Bawiłam się całkiem nieźle, ale po wyłączeniu Netflixa nie myślałam za dużo o tym filmie. W głowie zostały mi najbardziej właśnie te eurowizyjne momenty jak: wspólne śpiewanie, czy fragmenty, które pokazywały sam konkurs. Wydaję mi się, że jeszcze musimy poczekać na komedię, która odda ducha, ale także absurdy naszej Eurowizji. 



Komentarze

Polub stronę :)